Otwórz wyszukiwarkę
Zamknij wyszukiwarkę
Zaloguj się
Zaloguj się do konta golfisty

Z wiatrem na polu – Mateusz Kusznierewicz golfistą

Poniżej zamieszczamy artykuł autorstwa Krzysztofa Rawy, opublikowany w „Magazynie Kusznierewicza”, o golfowej pasji żeglarskiego mistrza olimpijskiego.

Magazyn jest rocznikiem, który wydany został w nakładzie 30 tysięcy egzemplarzy, jest on dodatkiem do marcowego wydania “Żagli”. Będzie on także dystrybuowany przez cały rok w wielu prestiżowych miejscach i przy okazji wydarzeń, w których uczestniczyć będzie Mateusz Kusznierewicz.

Z wiatrem na polu
Postawmy sprawę jasno: Mateusz Kusznierewicz urodził się, by wbijać piłki do dołków. Względy obiektywne, czyli brak pól golfowych w Polsce w latach jego wczesnej młodości spowodowały, że nie mógł od razu przystąpić do gry w stosownym otoczeniu, ale przeznaczenie szybko upomniało się o swoje.

Był rok 1993, Irlandia Północna, okolice Belfastu, żeglarskie mistrzostwa świata. Dzień przerwy w regatach. Uczestnicy mistrzostw wybrali się do pobliskiej miejscowości Holywood, by odbić kilka piłek na pobliskim polu golfowym. Mateusz też pojechał, wziął kij w rękę i taka karma, że już za drugim razem trafił w piłkę. Wybrał 5-iron, osiągnął piękny dystans 150 m, lot piłki był prosty, jak naprężona wanta. Właśnie takie uderzenia budują nagły afekt do golfa, młody żeglarz poczuł, że w głębi duszy jest golfistą. Nie można wykluczyć, że ten ważny strzał oglądał z boku mały irlandzki chłopak z bujną ciemną czuprynką. Miał wtedy cztery lata i też się zachwycił. Pochodził właśnie z Holywood, 19 lat później został numerem jeden światowego golfa (i narzeczonym Karoliny Woźniackiej). Nazywał się Rory Mcllroy. Przecięcie się dróg tych sportowców nie mogło być przypadkiem.

Komu mało, dodajmy, że Tiger Woods i Mateusz Kusznierewicz to ten sam, doskonały golfowy rocznik. Ruszyła lawina. Mateusz odkrył, że golf, to nie jest rozrywka leniwych i zamożnych emerytów, że jego koledzy żeglarze mówią o wspaniałej pasji, że miliony ludzi na świecie są zaczarowane grą wymyśloną, zależnie od źródeł, kilkaset lat temu w Szkocji, może też we Francji, Holandii lub kilka tysięcy lat temu w Chinach. Gra pasterzy, gra władców, gra młodych i starych, małych i dużych, kobiet i mężczyzn, samotników i drużyn. Golf uwodzi, bo łączy wiele sprzeczności i daje każdemu szansę odkrycia swojej wersji rywalizacji. Odkrywanie golfa po polsku zaczęło się na początku XX wieku, na polach budowanych w Łańcucie, Warszawie, koło Gdańska, albo na Śląsku, były też plany budowy pól w Wilnie, Poznaniu i koło Lwowa. Wpływy brytyjskie w tej kwestii były nad Wisłą względnie małe, stąd pewne opóźnienie, ale książę Yorku, przyszły król Jerzy VI, w 1935 roku grał już z Karolem księciem Radziwiłłem i gdyby nie wojna, mielibyśmy znacznie więcej do opowiadania. Po wojnie polski golf odżył w latach 90., wraz z powstaniem pól w Rajszewie i Kołczewie oraz utworzeniem Polskiego Związku Golfa, który wkrótce będzie obchodził 20-lecie działalności.

Mateusz Kusznierewicz zarażony w Irlandii Północnej, mógł już spełniać się w ojczyźnie, choć ze względu na długoletnie olimpijskie obowiązki żeglarskie, łatwiej niekiedy mu było chwycić za kije i znaleźć czas na rundę gdzieś w Nowej Zelandii, Australii albo Hiszpanii. Ważne, że między regatami nie zaniedbał kształcenia golfowego.

Ważne, że znalazł we wbijaniu piłek do dołków to, co najważniejsze: radość ruchu w pięknym krajobrazie, rywalizację z samym sobą (najczęściej przegraną, bo golf uczy pokory), dążenie do doskonałości, precyzji i pełnej koncentracji na pozornie prostym zadaniu. Polubił także te aspekty golfa, które lubią wszyscy: opowieści o prawie trafionych dołkach za pierwszym strzałem, o przygodach z wiatrem, drzewami, piaskiem i wodą oraz spotykanie na polu naprawdę ciekawych ludzi. Jak każdy z nas, golfistów, świetnie wie, że o starym szkockim sporcie w Polsce mówi się i pisze za mało, by nie pokutowały mity, które każą się golfa obawiać, a przynajmniej nie próbować go poznać naprawdę.

Dlatego dziś pojawia się na horyzoncie Mateusz Kusznierewicz golfista, któremu ambicja i energia każą zrobić więcej, niż tylko trenować i grać w turniejach, których w Polsce jest już całkiem wiele. Chce i będzie wspierać inicjatywy PZG oraz stowarzyszenia zawodowców i nauczycieli golfa.

– PGA Polska, które odpowiadają za organizację najważniejszych turniejów, szkolenie i promocję dyscypliny. W praktyce robi to już od dawna, będąc jednym z najbardziej aktywnych uczestników wielu imprez promocyjnych, m.in. turniejów Diner’s Club Trophy i Mercedes Trophy oraz zawodów pod egidą PZG. Szczególnie będzie wspierał Lotos Polish Open – najważniejszy, najbardziej prestiżowy z polskich turniejów każdego sezonu. Pomysł na ciąg dalszy też ma. W 2013 roku przypomni, że golf wrócił niedawno na igrzyska i zorganizuje Olimpijski Turniej Golfowy. Zagra w nim z tymi olimpijczykami, którzy już coś wiedzą o wbijaniu piłek do dołków i tymi, którzy dopiero chcą się nauczyć. Na sierpień zaplanował oryginalne zawody Golf & Yachting, które w wyjątkowy sposób połączą obie dyscypliny, wbrew pozorom, bliskie sobie na wiele sposobów.

Do zrobienia jest niemało, ale skoro są w Polsce pola (kilkanaście pełnowymiarowych, 18-dołkowych i ponad drugie tyle mniejszych obiektów, na których można wszechstronnie ćwiczyć grę), są zdolni polscy juniorzy, którzy już wygrywają za oceanem z amerykańskimi rówieśnikami, to kadra na Rio 2016 ma z czego powstać. Skoro jest Mateusz Kusznierewicz, jak rzekliśmy, z przeznaczenia golfista, wszystko musi się udać.

Krzysztof Rawa
Publicysta i felietonista wielu czasopism. Miłośnik rozmów o życiu, wyjazdów na turniej wimbledoński oraz odkryć kulinarnych. Popiera każdą formę rekreacji, pod warunkiem, że jest to golf, tenis lub żeglarstwo.


Więcej aktualności

Partner Strategiczny

Partner Generalny

Zarezerwuj TEE TIME
Dostępność WCAG